Chciałeś poczuć się jak Bóg, by ludzie klękali u twych nóg.
Dziś podeszwy twoich butów czerwienią dusz niewinnych są splamione,
wciąż zakładasz wymówek osłonę.
Sprowadziłeś dystopię do naszego świata.
Widzisz jak brat zabija brata.
Marzeniem twym posiadanie bogactw i dóbr było ,
gdzież twój pewny siebie uśmiech zmyło? Gdzież się wielbiące cię tłumy podziały? Nie było ich, nigdy nie istniały.
Tłum buntowniczy, głośny jak karabiny srebrem błyszczące ,a ty?
Leżysz tu jak kwiat zwiędły na łące.
Dzisiaj nie marzysz już o byciu dyktatorem. Pożegnałeś się z dumą, honorem.
Nikt nie wierzy w twoje szczere intencje,
za dużo cudzej krwi jest na twej ręce.
Chciałeś, by ludzie cię wielbili ,
skończyło się na tym ,że cię znienawidzili.
I na co to wszystko? Po co chciwe chęci?
Po cóż wbijać było oponentom w plecy noże?
Na cóż ci władza ,drogi dyktatorze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz