Jest 20 grudnia, za 4 dni gwiazdka. Pan Kleks z uczniami idą do lasu po choinkę. Mateusz mówi: "świę t wyją dzi i mus mi choi ide", co oznacza:" Święta to wyjątkowy dzień i musimy mieć choinkę idealną". My jak zawsze się zgodziliśmy, bo nie ma innego wyboru.
- Ni t z am. (Co oznacza : Nie ta za mała.)
-T z duż. (A to oznacza : Ta za duża.)
-Al T je ide, (czyli : Ale ta jest idealna).
Pan Kleks powiedział: "Choinkę mamy, to wracamy do akademii".
W akademii ubraliśmy choinkę i Pan Kleks przyniósł ozdoby. Każdy ozdobił to, co się da. Pan Kleks nas pochwalił i zrobił kolację, podziękowaliśmy i poszliśmy spać. Wstaliśmy, zanim Mateusz nas obudził. Zerwaliśmy się z łóżek i z kalendarza od razu zjedliśmy numer 21. Pan Kleks nas zawołał na lekcje. Ogólnie na kleksografię. Nie chce wam mówić, co tam robiliśmy, bo Artur był nie grzeczny, więc będzie mi wstyd, bo jest szansa, że go nakręciłem, więc nie powiem. Potem poszliśmy na spacer i spotkaliśmy pieska, był biedny. Nie mówiliśmy Panu Kleksowi i go wzięliśmy do akademii. Nakarmiliśmy i umyliśmy nazwaliśmy Krabik i się z niego cieszyliśmy. Minęło parę godzin…
I STAŁO SIĘ- PAN KLEKS WPADŁ DO NASZEJ SYPIALNI I POWIEDZIAŁ: "Obiecujcie, że się nim będziecie się nim opiekować". My powiedzieliśmy TAK! Pan Kleks powiedział no to piesek zostaje HURA! Odparliśmy.
Jutro nic nadzwyczajnego się nie działo- napisaliśmy listy do świętego Mikołaja .Ja poprosiłem o: chomika, lego konie, same konie, słodycze i niespodzianki. Anastazy, Adam i Mateusz, gdy skończyli pisać powiedzieli że idą do pana Kleksa zapytać, czy by mogli zaprosić nasze koleżanki i kolegów na święta. Pewnie ich znacie: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja. O dziwo, Pan Kleks się zgodził.
Więc wyruszyliśmy w podróż. Za góry i lasy autobusem dotarliśmy do nich oni się zgodzili ,ich rodzice też, ale pod jednym warunkiem. Oni też mieli jechać z nami. Wróciliśmy do akademii. Pan Kleks urządził dla dzieci pokój i dla dorosłych.
Jest 14:30 pomogliśmy dla dorosłych przygotować niektóre potrawy. Kiedy mówię potrawy mam na myśli: ciasteczka, ryba, pierogi i barszcz. Zajęło nam to trochę, no bo jest 19:27.
Ale jutro Wigilia. Więc poszliśmy spać. Jest 5:00 HURA!! Wykrzyczeliśmy Wigilia, Wigilia krzyczeliśmy. Hura od razu wybiegliśmy na dwór i lepiliśmy bałwana. Robiliśmy aniołki na śniegu i zjeżdżaliśmy na sankach. I nagle słyszymy krzyk. DZIECI CHOCICIE NA ŚNIADANIE!
Omal nie dostaliśmy zawału serca. Tak głośno Pan Kleks nas zawołał. Potem uroczyście nakryliśmy do stołu. Trochę się bawiliśmy, trochę pomagaliśmy i tak nareszcie 19:00 idziemy do stołu. Jemy wspólnie jedzenie ze stołu - tej uroczystości nie da się zapomnieć.
Podzieliliśmy się opłatkiem i na górę poszliśmy się bawić i po godzinie słyszymy: "Dzieci ,prezenty". Od razu zbiegliśmy na dół i dostaliśmy prezenty .Były wielkie, były małe, ale każdy od serca. Ja dostałem: lego konie, słodycze, chomika, smerfa Ciamajda, smerfetka już 4 ale inaczej ubrana i inna poza.
Podobały mi się te święta, nigdy ich nie zapomnę. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Piękne wyszło.
Pan Kleks też dostał prezent i aż się popłakał. Dostał od nas zdjęcie jak dopiero zaczęliśmy się uczyć w akademii. Pan Kleks nas przytulił i powiedział, że to najpiękniejszy prezent, jaki mógł dostać na święta. Zuzia powiedziała, że oni i jej rodzina też są na tym zdjęciu. To były najpiękniejsze święta jakie mogłem sobie wymarzyć.
Autor: Maja Rogińska
Klasa IV
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz